Obrazki
kontrastowe pokazywane noworodkom stymulują rozwój ich wzroku. Na rynku
dostępne są książeczki, które zawierają właśnie takie czarno - białe obrazki.
Moja pierwsza książeczka tego typu dla
Michałka pochodzi z biedronki i jest z serii smart books. Zawiera 10
obrazków (kółeczka, kwadraty, trójkąty, paski i serduszka). Książeczka
przeznaczona jest dla dzieci od 3 miesięcy w górę, ja jednak pokazywałam mu te
obrazki już wcześniej.
Kurcze, nie
pamiętam ile kosztowała, ale szczerze powiedziawszy każda tego typu książeczka
ma kilka obrazków a kosztuje od 5zł w górę, trochę drogo za te kilka stron. Ja,
co prawda, mam ich kilka, ale i tak polecam samodzielne wykonanie takiej
książeczki. Ilość stron? Nieograniczona. Ile dusza zapragnie, ile ciekawych
konturów znajdziemy w Internecie lub tyle, na ile pozwoli drukarka. Zrobiłam
takich książeczek dwie. Jedną z 20-stoma obrazkami, drugą bardziej obszerną.
Dziś napiszę tylko o tej pierwszej.
Książeczki robiłam jak Michał miał parę
tygodni i przesypiał kilka godzin wieczorem. Wtedy nie tylko chciałam, ale i
musiałam robić coś innego niż tylko zajmowanie się dzieckiem, bo bym chyba
zwariowała. Przyjemne z pożytecznym, bo oderwałam się na chwilę od małego,
robiąc coś, co zawsze lubiłam - robienie czegoś własnoręcznie. Robiłam je kilka
dni, bo po pierwsze z przerwami, jak mały się budził, po drugie, sama też byłam
strasznie zmęczona. I zanim ja to wszystko wydrukowałam, wycięłam i
zalaminowałam.... i wycięłam ponownie, żeby usunąć nadmiar tej folii od
laminowania i zrobić brzegi, które nie zrobią dziecku krzywdy. Dlatego też
pierwsza książeczka jest jajowata.
Obrazki do tej sztuki pobrałam z TEJ strony (żeby pobrać, trzeba kliknąć obrazki).
Zedytowałam je - naniosłam na wzory kształt elipsy, wydrukowałam obustronnie,
wycięłam. Ja akurat mam laminarkę, więc zrobiłam trwałą książeczkę, ale jak nie
macie, to wystarczy przecież pokazywać dziecku same wydrukowane obrazki. No
więc, zalaminowałam, wycięłam ponownie nadając kształt elipsy, zrobiłam
dziurkaczem otworki i wszystkie kartki spięłam karabińczykiem do kluczy, bo się
akurat znalazł wśród jednych z przydasiów.
Powiem, że sprawdza się to bardzo
dobrze. Łatwo przekłada się strony i można przywiesić blisko łóżeczka. Ja swoją
książkę mam przypiętą do przybornika wiszącego na łóżku synka. Tak, jak pisałam
książeczka jest dwustronna, więc tak dużo folii do laminowania nie zużyłam, tym
bardziej, że na jednym arkuszu udało mi się wcisnąć kilka "jajek".
Obrazki pokazywałam małemu od samego początku, tzn.
jak miał jakieś 2 tygodnie. Na początku patrzył na nie kiedy trzymałam je na
wprost jego oczu, myślę, że coś tam widział :) Z czasem, gdy przesuwałam mu je
przed oczami, podążał za nimi wzrokiem, potem już przesuwał główkę w stronę, w
którą ja przesuwałam obrazek i nie miał wtedy 3 miesięcy! Na tym etapie, to już
różne kolorki oglądaliśmy, także nie ma co wierzyć, w to, że są one odpowiednie
dopiero od 3 miesiąca. Jeśli macie książeczki, wydruki pokazujcie je od razu.
Fakt, mój mały skończył właśnie 5 miesięcy i nadal lubi te czarno - białe
obrazki, także ta inwestycja się opłaca.
Aha, plusem oryginalnych książeczek jest na pewno
to, że kolory są tam bardziej żywe. Czerń jest bardziej wyrazista, ale może to
tylko kwestia drukarki.