sobota, 28 stycznia 2017

Sensorycznie: grzebiemy w grochu.

Nie ma tu za wiele do pisania. Grzebaliśmy sobie ostatnio w grochu. O dziwo, Michał nie brał ziarenek do buzi, tylko sobie dotykał,grzebał, przybijał im piątkę ;)

Na początek mała ilość grochu:




Ziarenka uciekały, rozsypywały się po całym blacie. Co za ciekawe zjawisko, jak tak uciekają!

Potem grzebaliśmy w większej ilości grochu.



Można było złapać go w całą garść, a mama zasypywała rączki, tak, że nie było ich widać. 

Wreszcie jakieś zajęcie, któremu Michał poświęcił dłużej niż 3 minuty :)

Moje spostrzeżenia: 3 wydarzenia zbiegły się w czasie. Od kiedy zaczął grzebać w ziarenkach jakie mu daję; gryźć (próbować) bo rano nie miksuję już kaszy na gładką paćkę; no i jeszcze może to, że czytam mu książeczki i usiłuję śpiewać - pojawiły się wreszcie pierwsze słowa! Jeszcze parę dni wcześniej bałam się o to, że on nic nie mówi, a tutaj taka niespodzianka, cały dzień powtarzał MAMA, MA MA :D 


środa, 25 stycznia 2017

Renowacja starych drzwi.

Pamiętam jak moi rodzice zaczęli remontować nasz dom. Wymienili wszystkie okna na plastikowe, a co poniektóre drewniane drzwi wymalowane kilkoma warstwami farby olejnej na takie ze sklejki w laminacie drewnopodobnym. 
Cóż, takie to były czasy...
Ja już kolejne, porządne, drewniane drzwi odnowiłam sobie sama, a kosztowało mnie to o wiele mniej, niż wstawienie drzwi, które jak kopniesz to zrobisz wgniecenie...
Nie mam zdjęć przed, ale mam zdjęcie w trakcie. Wystarczy sobie domalować tę farbę olejną, w miejscach w których już ją usunęłam :)


Framuga jest już gotowa.
Drzwi są w pokoju zabaw Michałka. Gotowe wyglądają tak:




Ozdoba z piórek, ale zostanie wymieniona na chmurki z wikliny papierowej. Muszę tylko znaleźć czas, żeby je zrobić.

Jeśli masz w domu takie "upiększone" farbą olejną drzwi, które Cię kują w oczy, a chciałbyś coś z nimi zrobić, chciałabym napisać, "to nic prostszego, do dzieła". No, tak różowo to nie wygląda.

Trzeba mieć odpowiedni do tego sprzęt. Ja zainwestowałam, bo wiem, że będę z niego co jakiś czas korzystać i mi się przyda, więc nie jest to zakup na jednorazowy użytek.

Trzeba mieć przede wszystkim opalarkę, żeby usunąć starą farbę. Środki do usuwania farby olejnej, które ją zmiękczają, a potem powinno się je bez problemu usunąć, u mnie się nie sprawdziły. Warstw farby było za dużo, a drzwi mają sporo rowków, gdzie farby nazbierało się więcej, więc nie było efektu WOW, po zastosowaniu takiego środka (w moim wypadku).

Potrzebujemy:
-opalarkę,
-szpachelkę, do zdrapywania farby,
-papier ścierny (wystarczy, ale ja miałam dostęp do szlifierki oscylacyjnej, to mi szybciej szło),
-bejcę,
-pędzel do bejcy,
-wosk wybielający do drewna,
-ewentualnie jakiś podkład zabezpieczający drewno,
-lakier bezbarwny do drewna (u mnie tylko do zabezpieczenia progów)
-szpachlę, do dziur wyżartych przez korniki lub np. po gwoździach,
-bawełna do renowacji mebli, ale pewnie zwykła szmatka dobrze by się spisała.
Chyba wszystko.

Co robić?
1. Opalamy drzwi, usuwamy farbę olejną.
Ja użyłam takiej szpachelki, bardzo sprawdziła się przy rowkach i w wgłębieniach w drewnie:
2. Szlifujemy.
3. Malujemy bejcą (u mnie kolor porzeczki :)).
4. Nakładamy podkład zabezpieczający (albo nie).
5. Jak wszystko wyschnie rozcieramy wosk wybielający (bawełną lub czym tam mamy).
6. Zabezpieczamy progi lakierem.
Gotowe!





sobota, 21 stycznia 2017

Klikacz.

Proszę Państwa oto klikacz. 



Klikacz składa się z dwóch nakrętek po soczku dla niemowląt powiązanych sznureczkami, jak to z resztą widać na zdjęciu.
Bardziej chyba klikałyby nakrętki po słoiczkach dla niemowląt, ale ja takich rzadko używam, więc nie miałam tych nakrętek pod ręką.

Mamy więc kolejną zabawkę z recyklingu, do której stworzenia nie potrzeba zbyt wiele materiałów ani czasu.


W nakrętkach trzeba wykręcić dziurki na sznureczki, związać je razem, na koniec zawiązać pętelki i gotowe. Można klikać.


Mój Mały jeszcze klikać nie umie, ale oczywiście sprawdził czy nowa zabawka wydaje jakieś dźwięki, potrząsając nią. Łapie sobie zgrabnie za te małe sznureczki, ogląda z jednej i drugiej strony, przekłada z rączki do rączki, pomemla pętelki, jak będzie już umiał ściskać rzeczy palcami, to z pewnością i klikanie ogarnie.

Inspiracja i dokładna instrukcja jak zrobić klikacz znajduje się TUTAJ.

piątek, 20 stycznia 2017

Szczepionkowy zawrót głowy.

Każde szczepienie Małego powoduje u mnie lęk i zaniepokojenie. Pewnie dlatego, że się naczytałam o NOP-ach (Niepożądanych Objawach Poszczepiennych), ale też z innego względu. 
To co się dzieje w Polsce ze szczepieniami to jest czysta paranoja. Zdezorientowana matka pierwszego dziecka dostaje dobrą radę od położnej, żeby szczepić szczepionkami z programu na 5-tkę czy 6-stkę. No i super! Unikamy dużej ilości wkłuć, dziecko zaszczepione na kilka chorób za jednym zamachem, jedna strzykawka, jedno ukłucie i po krzyku, a nie kilka wkłuć na raz. Tylko, że... i tu się cały cyrk zaczyna...
Dostajesz kobieto receptę, na szczepionkę, która wcale tak mało nie kosztuje, idziesz do apteki i... "PRZEPRASZAMY, NIE MAMY. MAMY ZAMIENNIK". Bierzesz. Dostałam PENTAXIM. Ok.
Szczepienie: przywiozłam szczepionkę i dziecko, zaszczepili, super, nic nie było, też super. Szczepienie nr 2. Idziesz po receptę na PENTAXIM, dostajesz receptę. Idziesz do apteki... NIE MA! "Chwileczkę, zadzwonimy do hurtowni. NIE MA! i jeszcze jakiś czas nie będzie". Obdzwaniasz wszystkie 40 aptek w mieście, może jeszcze mają na stanie. Nic z tego. Nie mają. Co robić? Szczepić innym preparatem? Narażać dziecko? Po Pentaximie nic mu nie było. ?????????? No właśnie.
I wiecie co? Uratowała mnie pewna wyszukiwarka internetowa. Znaleziona przypadkiem, bo szukałam numeru telefonu do konkretnej apteki. Na ich stronie znalazłam przycisk "znajdź lek". Kliknęłam, wpisałam co trzeba i ... ZNALAZŁAM. 40km od miejsca zamieszkania, ale znalazłam! Zadzwoniłam, zarezerwowałam, pojechałam, kupiłam, zaszczepiłam. 
Źródło:Internet

Oczywiście historia powtórzyła się ponownie, przy trzecim szczepieniu, choć tym razem zapowiadało się, że nie będzie problemu, bo pani w aptece zamówiła mi szczepionkę i kazała czekać i tak czekaliśmy, czekaliśmy, a szczepionka nie dojechała. Mieli jakieś nieścisłości w hurtowni, czy coś w ten deseń. A pani aptekarka dostała tylko fakturę, szczepionki nie. 
A już myślałam, że łatwo pójdzie. Pomyślałam, właśnie zaczął się nowy rok, więc może rzucili nową partię szczepionek na rynek. Nic z tych rzeczy. Wspomniana wyżej wyszukiwarka nie pokazywała dostępności preparatu gdziekolwiek. Zadzwoniłam nawet do producenta szczepionki, firmy Sanofi, który na swojej stronie podał nr tel. pod którym można się dowiedzieć informacji na temat braku dostępności szczepionki. LEPIEJ TAM NIE DZWOŃCIE. Szkoda nerwów. Odebrała jakaś niedoinformowana baba, która za wiele mi nie pomogła, w sumie to nie wiedziała, ani czy szczepionka jest dostępna, ani kiedy będzie nowa dostawa, ani czy z racji tego, że mieszkam przy granicy z Niemcami, czy szczepionkę mogę kupić za granicą. NIC. Na koniec rozmowy, jak ją już wystarczająco wymęczyłam, powiedziała mi, że szczepionka jest dostępna w hurtowni NAUKA, co i tak by niewiele pomogło, bo nie jestem apteką, żeby ją zamówić. Z rozmowy dowiedziałam się jeszcze, że szczepionkę robią we Francji. Chwytając się brzytwy sprawdziłam tę hurtownię. Okazało się, że hurtownia NEUCA (a jeszcze pytałam, czy dobrze słyszę NAUKA!?!) znajduje się w Toruniu. No dzięki wielkie kobieto, jak ja mieszkam w dolnośląskim!
Małżonek mój kochany wydzwaniał potem do różnych aptek w pobliżu i w dalszym pobliżu, ale tak to sobie można, cały tydzień dzwonić i nie znaleźć, tyle tych aptek jest.
Na szczęście, mózgownica zatrybiła i w wyszukiwarce, o której piszę, zmieniłam miejscowość z jakiej ma zacząć wyszukiwanie. Szuka tylko w promieniu 50km, jak jest gdzieś dalej, to już Wam nie pokaże. No i udało się. Tym razem musieliśmy pokonać 45km od domu, żeby zdobyć szczepionkę. 
PARANOJA!
Może i Wam ta wyszukiwarka uratuje sytuację. Dlatego w końcu podaję do niej adres:

https://osoz.pl/leon-www/rezerwacjeLekow/OSOZ/gdzieKupieLeki

Proszę bardzo i niech służy.


niedziela, 15 stycznia 2017

Zdobycze z Biedronki - drewniane.

Jakoś bardziej niż plastik przekonują mnie zabawki drewniane. 
Ostatnie zdobycze biedronkowe za całe 2,24zł za sztukę. 



Fakt, robione w Chinach i może nie są ekstrawaganckie, ale Mały chwyta w rączki, macha, bije w bębenek. Kołatkami też próbuje machać naśladując po mnie, nawet jakieś dźwięki udaje się mu wydobyć.


A oto zdobycz z serii niemuzycznych, również za całe 2,24zł! Miś piramidka. Na razie Młody jest za mały, żeby ogarnąć co się z tym robi, więc tylko się temu przygląda i próbuje odgryźć miśkowi uszy, gdy już dopadnie go w swoje ręce.

Takich zdobyczy życzę sobie więcej :)