Na początek mała ilość grochu:
Ziarenka uciekały, rozsypywały się po całym blacie. Co za ciekawe zjawisko, jak tak uciekają!
Potem grzebaliśmy w większej ilości grochu.
Można było złapać go w całą garść, a mama zasypywała rączki, tak, że nie było ich widać.
Wreszcie jakieś zajęcie, któremu Michał poświęcił dłużej niż 3 minuty :)
Moje spostrzeżenia: 3 wydarzenia zbiegły się w czasie. Od kiedy zaczął grzebać w ziarenkach jakie mu daję; gryźć (próbować) bo rano nie miksuję już kaszy na gładką paćkę; no i jeszcze może to, że czytam mu książeczki i usiłuję śpiewać - pojawiły się wreszcie pierwsze słowa! Jeszcze parę dni wcześniej bałam się o to, że on nic nie mówi, a tutaj taka niespodzianka, cały dzień powtarzał MAMA, MA MA :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz